Budzą mnie podniesione głosy wokół.
Nie wiem co się dzieje... :/
Powoli otwieram oczy... O zgrozo...!
Widzę przed sobą pełno krwi.
Chce wstać. Nie mogę.
Jestem zakuta w kajdanki.
Próbuje krzyczeć. Nie potrafię.
Wszyscy pasażerowie są zabici w tym kierowca autobusu.
Gdzie jest ten który budził we mnie tyle przerażenia?!
Nie ma go !!! Wyparował ???
Jestem oskarżona o zabójstwo wszystkich, którzy jechali w autobusie.
Świadkowie, którzy mnie znaleźli byli pomocą drogową.
To oni mieli wymienić nam oponę w autobusie.
Znaleźli wszystkie osoby martwe.
W mojej ręce znajdowało się narzędzie zbrodni.
Kosa umazana krwią.
Wiedziałam, że mnie skażą.
Próbuje się bronić, tłumaczyć.
Mówię o Tajemniczym Jegomościu.
Nikt mi nie wierzy.
Trafiam do psychiatryka.
Chce umrzeć.
Nie dam rady tutaj.
Jestem w pokoju bez klamek, bez okien.
Szprycują mnie nie wiadomo czym.
Błagam o śmierć.
Śmierć nadchodzi powoli.
Boli coraz bardziej.
Nie wytrzymam tych tortur.
Czuje palący ból -zaczynam krzyczeć... coraz głośniej.
Budzę się w swoim łóżku.
Jestem wolna.
Jestem niewinna.
Słyszę dzwonek do drzwi.
W drzwiach staje Tajemniczy Jegomość.
Trzyma w rękach bukiet róż.
Z uśmiechem na twarzy przynosi świeże bułki i sok pomarańczowy.
Idealny zestaw na śniadanie we Dwoje.
Otwieram Gazetę, którą mam od 3 miesięcy.
Na pierwszej stronie widnieje tytuł:
Wielka tragedia autobusu - nikt nie przeżył.
Zostali nazwani Duchami przez śledczych.
Sprawcy nigdy nie zostali ujęci.
Kończę czytać. Patrzymy na siebie.
Wybuchamy równocześnie śmiechem.
KONIEC